Hejj!
Tak, jestem jestem ;p. Nie było mnie bo za dużo się działo.
Przykład? Moja babcia miała urodziny. Mieszkam z nią i dziadkiem w jednym domu, oni na dole, a ja z rodzicami i siostrą na górze. Babcia natomiast postanowiła zrobić imprezę u mnie... Bo niby my mamy więcej miejsca. Trzeba było wszystko posprzątać, bo jakiś czas temu był w domu remont i do dziś rodzice oprowadzają gości po domu i pokazują im mój bałagan w pokoju ;P. No więc gdy już goście przyszli zabrakło dla mnie miejsca i musiałam siedzieć w rogu pomiędzy kuzynami. No ale było całkiem fajnie.
Dziś natomiast szłam po schodach z garnkiem zupy i nagle się potknęłam. Zupa znalazła się na mnie, na schodach, na ścianie i na drzwiach. Więc jeśli coś wam nie idzie, nie martwcie się, mogliście skończyć jak ja, brzydcy i cali w rosole :)
Na pocieszenie:
haha <3
Mam taki pomysł, żeby wrzucić filmik mojej koleżanki Sary... Ale wymaga jej zgody ;P
Tak że na razie tylko tyle. Miłych wakacji.
Nessi ;*
poniedziałek, 30 lipca 2012
piątek, 27 lipca 2012
Nasza druga kochana bloggerka Ania nie daje znaku życia.. Ciekawe co się z nią dzieje, nie ? ;)
<ciekawski>
Rozdział IV
Dwa tygodnie później...
Siedziałam na szkolnym parapecie, przysłuchując się rozmowie Sophie i reszty grupy. Rozmawiali o zbliżającej się dyskotece szkolnej. Oczywiście, nigdy nie przychodziliśmy na tego typu imprezy, bo zawsze wiało nudą. Więc nie wiem dlaczego idziemy tym razem. Jeśli chcą się zabawić, mogę pokazać im parę fajnych clubów.
Sophie i Michał najbardziej 'podniecali' się dzisiejszą imprezą. Reszta ekipy, czyli Paweł, Mateusz i Łukasz, tak jak ja, przysłuchiwali się rozmowie, czasami dodając coś od siebie. Tylko Dean siedział cicho, jakby w ogóle tam go nie było. Przyzwyczailiśmy się do tego, że nie jest tak rozmowny jak reszta paczki. Był tajemniczy, za każdym razem, gdy go widziałam, był nieobecny, tak, jakby zamknął się w swoim świecie i rozmyślał nad nim.
- To jak? Dzisiaj u mnie? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Sophie.
- Tak, tak, tak - każdy przytaknął.
W tej samej chwili zadzwonił dzwonek, informujący, o zaczynającej się szóstej czyli ostatniej lekcji. Udałam się z przyjaciółką do swojej klasy, a chłopcy, poszli w swoją stronę.
Przez nowego kolegę, i ja stałam się bardziej tajemnicza. Ostatnio nawet sama zauważyłam, że mało spędzam z nimi czasu, a kiedyś było to u mnie niemożliwe. Codzienne imprezy, nocne powroty do domu. Coś się zmieniło, z domu prawie w ogóle nie wychodzę, nie interesuje mnie życie znajomych. Czasami siedzę z nimi, ale nie słucham ich, zagłębiam się w swoich rozmyśleniach i jestem nieobecna przez siedem czy sześć godzin.
Dean, miał w sobie coś takiego, czego nawet ja nie potrafię określić. Jednak wiedziałam, że coś w tym chłopaku było.
Ostatnia lekcja minęła szybko. Pokierowałam się do szatni.
- Savannah, Savannah! - usłyszałam krzyki w moją stronę. Odwróciłam się, by potem zobaczyć osobnika, który wydziera swoją mordkę.
- Czego? - spojrzałam na Sophie.
- Ile mam cię wołać?
- Nie słyszałam. To co chcesz?
- O 16 bądź u mnie - uśmiech na jej twarzy powrócił.
- Nie wiem czy pójdę, zobaczę - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Co się z tobą dzieje? Kiedyś robiłaś wszystko, by nie siedzieć w domu, a teraz? - zapytała łamiącym powoli się głosem.
- Ludzie się zmieniają.
- Ale nie ty! - lekko mną szturchnęła.
- Też jestem człowiekiem - powiedziałam, nie zwracając na uwagę, czy mnie woła, czy nie, odeszłam, zamykając za sobą drzwi liceum.
Nie mam pojęcia dlaczego tak się zmieniłam. W pierwszej chwili miałam zamiar zawrócić i przeprosić ją za swoje zachowanie, ale w ostatnim momencie zrozumiałam, że to nie ja się zmieniłam. Ja przecież zawsze taka byłam, to oni nie wiedzą jaka jestem naprawdę. Zawsze udawałam kogoś innego, udawałam szczęśliwą dziewczynę. W rzeczywistości było inaczej. Ale Sophie, powinna przecież rozumieć dlaczego tak się zachowuje, nie powinna mówić mi, że się zmieniłam, przecież dobrze wie jak jest.
- Spokojnie Sav, każdy ma czas na przemyślenie wypowiedzianych słów.
Do domu doszłam w niespełna 20 minut. Wchodząc po schodach, usłyszałam dźwięk, który informuje mnie, o nadchodzącej wiadomości.
' I jak młoda. Pijemy coś przed dyskoteką? ' - przeczytałam w myśli sms-a od Pawła.
' Możemy się upić w dwójkę, przyjdź do mnie o 16 ' - odpisałam, po czym rzuciłam w kąt torbę. Położyłam się na łóżku i powróciłam do swojego świata.
- Jeśli dalej tak pójdzie, zamienisz się całkiem w kopię Deana - pomyślałam.
' No to spoko, przywiozę coś nowego ' - przeczytałam kolejną wiadomość.
' Coś nowego? ' O czym on mówił? Nie wiem, ale chętnie się przekonam.
Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu.
- Tak? - zapytałam do słuchawki, widząc, że dzwoni mama.
- Savannah? Będę dzisiaj później - usłyszałam jej radosny głos.
- Jasne, idę na dyskotekę, więc mnie też nie będzie.
- Dyskotekę? Ty? Przecież od dawna już nigdzie nie wychodziłaś - powiedziała, co mnie zatkało.
Nawet moja własna matka to zauważyła, a przecież w ogóle się mną nie interesuje.
- Tak, ja. Muszę kończyć, cześć - rzuciłam, po czym rozłączyłam się.
Rzuciłam telefon gdzieś w kąt, wstając i siadając na parapecie. Wbiłam wzrok w uliczki Sopotu. Za dnia w tym mieście nie było nic szczególnego, ale gdy nadchodziła noc, można było powiedzieć, że na sam widok zapiera dech w piersiach. Mieszkam tutaj od urodzenia. Moje imię wynikło z tego, że rodzicom bardzo podobały się angielskie imiona. Sophie, przyjechała tutaj, gdy miała zaledwie pięć lat. Od tamtego czasu, nie rozstajemy się. Dean? Właśnie, nic o nim nie wiem, a bardzo korci mnie, by zapytać dlaczego akurat tutaj? Co jest z jego życiem, że jest taki tajemniczy? Chcę to wiedzieć i mam nadzieję, że uda mi się prędzej czy później z niego wyciągnąć. Michał, Paweł, Mateusz i Łukasz przyjaźnią się od piaskownicy. To oni pokazali mi jak się żyje, to z nimi wypiłam pierwsze i piwo i to ich mogę nazwać prawdziwymi przyjaciółmi.
Myśl, że zaraz poczuję się znowu bezproblemowo, dzięki alkoholowi, cieszyła mnie. W końcu, mój gość zadzwonił do drzwi. Zbiegłam na dół i otworzyłam je, widząc Pawła obładowanym zgrzewką alkoholu, a za nim ku mojemu zdziwieniu stał Dean.
- What the fuck?!
- Przywiozłem gościa, w trójkę będzie nam raźniej - powiedział, widząc moją minę.
- No tak, wchodźcie - powiedziałam zrezygnowana, bo myślałam, że w końcu spędzę trochę czasu z przyjacielem. Bo prawdziwym przyjacielem nie mogłabym go nazwać, nie wiedział o mnie tyle ile wie Sophie. - Więc co tam macie? - zapytałam, gdy już położyli wszystko na stolik w salonie.
- Ja kupiłem 12 piw, z czego 4 dla każdego. Ty, wiem, że masz tutaj taki prze zajebisty barek z różnymi promilami, więc nie mamy się o co martwić. Zajebiemy się całkiem - powiedział, wyszczerzając zęby.
- Nie zapomniałeś o czymś? - usłyszałam po raz pierwszy dzisiejszego dnia głos Deana.
- Aha, no tak - uśmiechnął się lekko do niego. - Kochanie, co powiesz na małe co nieco?
- Jaśniej - powiedziałam, niecierpliwa już. Co oni knuli?
- Mam towar.. Znasz pojęcie Marihuana? - zaśmiał się cicho w moją stronę.
crazydream.
Aguu ♥
//Kochać za wygląd, to jakby lubić czekoladę za opakowanie. //
Siema ! :)
Siema ! :)
Czasami bywają tak bardzo złe dni, że chce się przestać istnieć przynajmniej na moment. Wszystko co zrobimy wychodzi nam gorzej niż zwykle. Bo przewrócimy kubek z poranną kawą zalewając notatki które robiliśmy pół nocy, bo zgubimy klucze, bo ostatni autobus właśnie nam ucieknie. Bo wszystkie rzeczy, które staraliśmy się zrobić dobrze wyszły źle.
Ale nie traćmy nadziei i żyjmy :)
A dzisiaj przygotowuję się na jutrzejsze wesele. Wychodzi za mąż brat mojego szwagra - Krzysia : ) Ma taką brzydką dziewczynę <lol2>, ale trzeba przyznać, że ma laska figurę ;p
Ogólnie ma być fajnie, mam nadzieję, że pogoda dopisze. Zdam Wam relacje i dam zdjęcia w niedzielę, albo w poniedziałek. No a teraz to wybieram się na lody. Kolega stawia tak więc wybieram te najdroższe, hihi :*
Kocham Was, trzymajcie się =)
Rozdział III
Zbliżała się 20. Razem z Sophie podążałyśmy ciemnymi już uliczkami do domu Michała. Większą część w mojej głowie zajmowały myśli o matce, problemach i o dziwo, chłopaku, którego spotkałam dzisiejszego popołudnia. Bo co on niby mógł wiedzieć o prawdziwym cierpieniu? Rozmawiając o tym z przyjaciółką, parę minut wcześniej, dziewczyna dała mi odpowiedź, która nie spodobała mi się.
- Nie myślałaś, że nie tylko ty masz problemy? - przypomniały mi się jej słowa.
Przyznam szczerze, że nie zastanawiałam się nad tym i tak, wydaje mi się, że jestem egoistką...
- Nie jesteś, to ludzie są - odezwał się głos w mojej głowie.
Ogólnie to dlaczego mam się osądzać o egoizm? Każdy żyje swoim życiem, każdy niech pilnuje swojego nosa. Ja mam akurat tak, cierpię, jasne, ale nie lubię jak ktoś mi prawi morały o innych, cierpiących ludziach.
Rozmyślając tak, nie zauważyłam nawet, że tak szybko doszłyśmy.
- Cześć ziomek! - krzyknęłam na powitanie, otwierającemu mi Michałowi.
Pomimo cierpienia, które roiło się w mojej duszy, chciałam udowodnić sobie siłę, jaką w sobie kryję, siłę, która dodaje mi otuchy do życia.
- No siema - wyszczerzył się, po czym pocałował mnie i Sophie w policzek.
- Jest już Dean? - spojrzała na kolegę, któremu pojawił się na twarzy lekki uśmiech.
- Dean? Kto to? - wtrąciłam się do ich rozmowy.
- O, tak, zapomniałam ci powiedzieć. Nowy chłopak w naszej szkole, dawny przyjaciel Michała - powiedziała, po czym rozejrzała się po salonie. - Mówiłeś, że będzie - popatrzyła na niego smutnym wzrokiem. - Wspominał, że to jest mega ciacho - zwróciła się do mnie, po czym pisnęła cicho.
- Ej, nie powiedziałem tak. Powiedziałem, że laski na niego lecą - zaśmiał się cicho, po czym poprowadził nas w tłum.
- To to samo! - wykrzyknęła jeszcze, bo tłum plus muzyka, zagłuszali wszystko. - Dobra, który to?
Kolega poprowadził nas w stronę kuchni, gdzie tyłem do nas siedziała garstka osób przy stole. Garstka, którą dobrze kojarzyłam, między innymi, nasza paczka, czyli przyjaciele wspierający się nawzajem.
- Cześć - wyszczerzyłam się w ich stronę, po czym powitałam wszystkich.
Moje oczy zatrzymały się na jeszcze jednym osobniku, którego skądś kojarzyłam.
- To jest właśnie Dean - Michał odezwał się, patrząc to na mnie, to na Sophie, to na Deana.
- Sophie - przyjaciółka puściła mu firmowy uśmiech, po czym uścisnęła jego dłoń.
- Dean - odpowiedział, co mnie zmroziło.
Tak, to był ten chłopak, na którego dzisiaj wpadłam, ten sam, który miał do mnie dzisiaj jeszcze pretensje, siedział na przeciwko mnie, patrząc na mnie, jak na jakiegoś potwora.
- A to jest Sav... - Michał nie dokończył.
- Savannah - wyrwało się chłopakowi.
Ej, skąd on wie? Wspominałam swoje imię?
- Znacie się skądś? - przyjaciółka nie dała za wygraną, patrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Mieliśmy okazje porozmawiać - skrzywiłam się, po czym pociągnęłam Miśka za rękę i poprowadziłam do salonu.
- Dlaczego siedzi z naszą grupą? - zapytałam głosem, pełnym pretensji.
- Dołącza do nas, co? Nie pasuje? - skrzywił się lekko. - Ostatnio coś za bardzo ci nic nie pasuje. Przystopuj trochę, bo zamieniasz się w taką Adę - wskazał palcem na najgorszy plastik w szkole. Mojego odwiecznego wroga, który poza swoim czubkiem nosa, nie widzi nic innego.
- Przesadziłeś - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Byłam pewna, że za chwilę z moich oczu popłyną łzy, ale nie mogłam do tego dopuścić. Nikt nie może wiedzieć, że płaczę.
- Cholera, przez te problemy coraz częściej nie mogę zapanować nad łzami.
- Przepraszam, nie powinienem - opuścił głowę. Znałam go, powiedział to spod presji, ale do cholery jasnej, nie powinien!
- Nie gadam z tobą - powiedziałam, po czym wróciłam rozpromieniona do kuchni. - To jak kociaczki? Bawimy się!
Po moich słowach wszyscy, prócz nowego kolegi rozeszli się. Chłopak dziwnie na mnie patrzył, tak, jakby był zamyślony, jakby próbował odgadnąć o czym myślę.
- Co? - zapytałam.
- Dziwna jesteś - powiedział cicho, co brzmiało bardziej jakby mówił do siebie, niż do mnie.
- Chodzi ci o to, że nie płaczę? Że nie jestem taka jak popołudniu? - zaśmiałam się nerwowo.
- Mniej więcej.
- Właśnie, lepiej by było, żeby nikt się o tym nie dowiedział - spojrzałam na niego badawczo, po czym upiłam łyk drinka, zrobionego w miedzy czasie.
- Boisz się, że wszyscy będą się nad tobą litować? - czy on nie może powiedzieć zwykłe' okej '? Musi drążyć dalej?
- Ja się... - zaczęłam.
- Pewnie się niczego nie boisz, co? - zaśmiał się, co doprowadziło mnie do zdenerwowania. - Wiesz, znam takie osoby jak ty i uwierz mi, nie wyszły na tym dobrze.
- Mówisz o sobie? - zapytałam, co widocznie i jego zbulwersowało.
- Nie interesuj się tym - syknął cicho, przy czym jego twarz zmieniła minę.
- I vice versa - powiedziałam, po czym wyszłam z kuchni, z drinkiem w dłoni.
Siedziałem jeszcze tak przez długi czas, zastanawiając się nad jej zachowaniem. Nie spodziewałbym się tego po sobie, nigdy nie interesowały mnie sprawy innych. Przeważnie martwiłem się o swój tyłek. Ale nie ona, ta dziewczyna miała w sobie coś takiego, czego nie można było przeoczyć. Nawet jeślibym nie chciał wiedzieć o niej więcej, dałbym sobie głowę urwać, że pewnie zapytałbym, nie, nie z czystej ciekawości nie, po prostu muszę, muszę dowiedzieć się o niej jak najwięcej. I wydaje mi się, że zdołam temu zadaniu. Po tym, kiedy dołączyłem do ich paczki, muszę wyjść na tym pozytywnie, muszę dowiedzieć się, co ją tak gnębi. Ale jak? Przecież kazała nic nikomu nie mówić... Właśnie, najprawdopodobniej nikt nie wie o niej, tego co widziałem ja dzisiaj. Ten obraz przed oczami, rozmazana dziewczyna, która udaje silną. Nie mógł zniknąć.
- Ogarnij, chłopie, nie interesuje cię życie takiej laski. Masz swoje.
Właśnie, moje życie. Najchętniej, gdybym mógł opuściłbym je z uśmiechem na twarzy. Niestety, nie mogę, należę do typu osób, które nie łamią obietnicy.
- A ty co? Nie bawisz się? - usłyszałem za sobą głos Sophie.
- Tak, już idę - wymruczałem cicho, po czym poszedłem za dziewczyną, trzymając ja za dłoń.
Wydawał się być fajną osobą, co mi tam, mały flirt nie zaszkodzi.
- No dawaj szybciej, padam na twarz - mówiłam w stronę Sophie, która żegnała się jeszcze z nowo poznanym kolegą. Jak na mój gust, to przesadza. Mizia się do niego jak nie wiem kto. Dopiero się poznali, boże, co za człowiek!
- Już lecę - rozpromieniona szła w moim kierunku, co najwidoczniej nie było dla niej łatwe, bo kiwała się lekko to na prawą stronę, to na lewą. Ja również, ale nie tak jak ona, chyba.
- Twoja mama nas zabije - powiedziałam, kiedy już byłyśmy kawałek za domem Michała.
- Przesadzasz - wyszczerzyła rząd białych zębów w moją stronę i przyspieszyła.
crazydream.
Aguu ♥
czwartek, 26 lipca 2012
// miała wszystko co dusza zapragnie, prócz duszy. //
- Ile by można było dać, żeby osiągnąć to co się chce, nieprawdaż Kubusiu ?
- Tak, ale ja to bym nie oddał swojego miodku, żeby mój brzuszek był pusty, a ja wyglądał jak ty, Prosiaczku. Malutki i chudziutki. Przepraszam.
Zaczynając takim wstępem, chcę Was zapytać czy nie daje Wam takiej chęci do myślenia? Mnie bardzo zastanowiły te słowa... Z jednej strony dziwne, nienormalne - a z drugiej oczywiste. Hm... Jak myślicie ?
JAK TAM WAKACJE ? CO ROBICIE ?
Jak obiecałam dzisiaj drugi rozdział.
' Dzisiaj o 19 jestem u ciebie, szykuje się impreza u Michała. Sophie ' - przeczytałam w myślach sms-a od przyjaciółki.
Pomimo wczorajszego nieudanego dnia, dzisiaj starałam się żyć inaczej, tak, jakby nic nie było. Robiłam to codziennie, jednego dnia nic mi nie wychodziło, a drugiego próbowałam wszystko poukładać i cieszyć się życiem. Wiem, jestem dziwna.
Leniwie zwlekłam się z łóżka, po czym pokierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w niedbałego koka. Inaczej mówiąc, monotonia. Miałam jej dość, ale cóż poradzić, życie. Tak własnie, życie, które z dnia na dzień stawało się coraz to nudniejsze. Mam ochotę na zmiany, na wielkie zmiany, ale nie ma pomysłu jakby zmienić swoje życie. Niby z pozoru normalna, szczęśliwa nastolatka, tylko, że prawda jest inna, niestety.
- Może małe zakupy? - odezwał się mój wewnętrzny głos.
Jasne, nie ma nic innego na poprawę humoru.
- Oliwier, kochanie, co robisz? - zaczęłam radosnym głosem do słuchawki.
- No niech zgadnę, zakupy?
- Ej, coś ty, skąd... - zaczęłam się jąkać, po czym dodałam: - Dobra, zgadłeś. To jak?
- Za godzinę u ciebie jestem - powiedział, po czym rozłączył się.
O tak, lubiłam chodzić z Oliwierem na zakupy, wydaje mi się, że on ze mną też. Dziwne, czyż nie? No tak, nieraz wydaje mi się, że jest gejuchnem, ale nie, nie powinien, wiedziałabym o tym, prawda?
Godzinę później siedziałam na kanapie, oglądając jakiś denny program w telewizji. Mama poszła do pracy, więc miała wrócić dopiero około 15.
Zerwałam się, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Tak jak przypuszczałam, za nimi stał dobry kolega.
- No cześć! - naskoczył na mnie, po czym pocałował w policzek.
- No, dobra, idziemy - pociągnęłam go za rękę, a następnie zakluczyłam dom.
- Aua, nie tak mocno! - bardziej pisnął, niż wykrzyczał.
- Uspokój się, widzę, że humorek dopisuje? - zaśmiałam się cicho.
- Co? No może, ale dobra tam, opowiadaj co u ciebie?
- Wszystko w jak najlepszym porządku - sztuczny uśmiech nie mógł zejść z mojej twarzy, dobry ten klej.
- O, więc posłuchaj co się u mnie działo.. - zaczął.
Do samego centrum buzia kolegi nie mogła się zamknąć. Właśnie, on był w przeciwieństwie do mnie szczery. Zwierzał mi się ze swoich problemów, pewnie oczekiwał ode mnie tego samego, ale ja nie umiałam. Nie wyobrażałam sobie, by mówić o swoim cierpieniu. Oczywiście była Sophie, ale to inna bajka. Nie potrafiłam na co dzień pokazywać światu jak jest mi cholernie źle, jak się czuję, gdy ma się taką matkę. Nie umiałam. Dlatego też doradzałam każdemu z moich znajomych, a nigdy nie prosiłam o rady dla siebie.
Po dwóch godzinach stałam przed domem obładowana zakupami. Oliwier zmył się szybciej, ale nie znaczyło to, że kupił mniej. O nie, on?! On kupił dwa razy więcej ode mnie.
Weszłam do domu, po czym odłożyłam wszystkie torby na kanapę. Pokierowałam się do kuchni w celu zabrania się za obiad. Oczywiście, mamusia nie pomyślała, by córka coś zjadła. W lodówce pingwiny grały w hokeja, a mój brzuch nie dawał za wygraną. Wykręciłam numer do najbliższej pizzerii i zamówiłam jedną dużą. Po piętnastu minutach siedziałam już z ciepłą jeszcze pizzą i napełniałam mój żołądek. Zajęło mi to kolejne pół godziny, kiedy zorientowałam się, że jest już 15.
- Oho, zaraz pewnie przyjdzie i będzie się dalej wykłócać - pomyślałam.
Złapałam za torby z zakupami, w drugą rękę pudełko z obiadem i poszłam do góry. Usiadłam przed laptopem, co zajęło mi kolejne piętnaście minut, a rodzicielki dalej nie było. Zapowiadało się, że nie przyjdzie sama. O tak, jeśli przychodzi nawet pięć po piętnastej, zawsze z nim. Znowu przeżywać ten koszmar, pomimo, że trwa to już od dwóch lat, nie uodporniłam się na ten ból. Za każdym razem boli tak samo, a nawet i coraz bardziej.
Do moich uszu dobiegł dźwięk otwierających się drzwi, otworzyłam swoje od pokoju, po czym usiadłam na schodku, skąd miałam doskonały widok na to co się dzieje w kuchni jak i w salonie. Oczywiście, nie myliłam się. Za mamą wszedł Andrew, po czym rozłożył się na kanapie, jak u siebie.
Gotowało się we mnie. Miałam ochotę zejść na dół i nakrzyczeć na matkę, że jest nieodpowiedzialna. A jej facetowi nawrzucać, jakim to jest jeszcze niedorozwiniętym umysłowo człowiekiem. Ostro, ale znam go już trochę. W końcu mieszkał u nas pół roku i nie było dnia bez kłótni. Dopiero, gdy do mnie zaczął się rzucać, matka oprzytomniała i wywaliła go z domu. Co nie dało żadnych rezultatów, bo tydzień później dosłownie błagała mnie, bym się zgodziła na przyjęcie go z powrotem. I ja się pytam, czy to jest normalne?!
- Ona wie, że przyjechałem? - moje rozmyślenia przerwał jego głos. Tak dobijający, że miałam ochotę wybuchnąć.
- Jasne, że wie - wyczułam, że się uśmiecha.
Kłamczucha, jak ona tak może?
Nie rozumiem.
Wróciłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami. Usiadłam na łóżku zaciskając coraz to mocniej pięści. Zapięłam bluzę, wzięłam do ręki telefon i słuchawki i zbiegłam na dół.
- Jak ty tak możesz?! - krzyknęłam na mamę, która stała w kuchni pichcąc coś dla swojego chłopaka.
- O co ci chodzi? - spojrzała na mnie, jak na idiotkę.
- Nie rób ze mnie debilki, oszukujesz i mnie i jego! Jesteś nienormalna! - krzyknęłam na nią raz jeszcze, co zwróciło uwagę faceta, stojącego tuż za mną.
- O czym ona mówi? - spojrzał na moją matkę.
- Nie wiem, pewnie się naćpała. Pokaż oczy - ścisnęła moją rękę.
- Wiesz co ty mówisz? Jestem twoją córką, zrób ze mnie nie wiadomo jaką! - głos powoli zaczął mi się łamać, jak ona tak mogła? Własna matka? - Ona cię oszukuje, nie powiedziała mi nic, że przyjeżdżasz. Nigdy nie uprzedziła. W innych sprawach pewnie też kłamie - z oczu pociekły łzy, patrząc to na Andrew, to na minę złej matki ubrałam na nogi buty, nałożyłam na siebie kurtkę i otworzyłam drzwi.
- Wynocha do ojca! Ciekawe jak ci u niego będzie! - krzyknęła w moim kierunku.
Trzasnęłam drzwiami, po czym rozryczałam się jak małe dziecko. Nałożyłam na głowę kaptur i ruszyłam w drogę. Nie wiem gdzie, po prostu szłam. Niebo powoli ciemniało, a ja w strugach deszczu szłam przed siebie, nie wiadomo w jakim celu. W tym momencie wiedziałam jedno, muszę porozmawiać z ojcem, by przyjął mnie do siebie, bo nie mam zamiaru mieszkać z tą kobietą.
Łzy ciekły po policzkach, moje usta przyjęły gorzki smak. Nie miałam sił by żyć dalej, nie mogłam pogodzić się z tym okrutnym losem. Bo niby czemu inni mają być szczęśliwi, a ja czuć tylko i wyłącznie smutek? Nie wiem, chyba już nigdy nie będę naprawdę szczęśliwa.
Moje rozmyślenia przerwał ból, który znikąd pojawił się w głowie.
- Kur*a, uważaj jak chodzisz! - usłyszałam męski głos.
Podniosłam bolącą jeszcze głowę. Moim oczom ukazał się chłopak. Na oko w moim wieku. Na głowie miał kaptur, a w jego oczach dało się ujrzeć smutek.
- Mogłabym powiedzieć ci to samo - syknęłam cicho, po czym ruszyłam dalej.
Odwróciłam się, napotykając wzrok chłopaka. Stał i patrzył się za siebie.
- Nie gap się tak - wymruczałam cicho, bardziej do siebie, bo był za daleko, by usłyszeć.
- Zaczekaj - krzyknął za mną.
Stanęłam, nie wiem dlaczego, przecież go nie znałam. A jak to jakiś morderca?!
- Savannah, uciekaj! - w mojej głowie odezwał się głos.
- Czego? - odwróciłam się do chłopaka, który stał tuż za mną.
Stałem oko w oko z dziewczyną w ogóle mi nie znaną. Nie wiem dlaczego ją zawołałem. Nigdy przecież nie zwracałem uwagi na tego typu dziewczyny. Miałem dość swoich problemów, nie miałem ochoty mieszać się w życie kogoś innego.
- Co się stało? - powiedziałem dość odważnie, ale dalej nie wiedziałam po co to robię. Jakaś siła kazała mi spadać stamtąd, ale z drugiej strony coś podpowiadało mi, żebym został. - Płakałaś.
Dziewczyna nieoczekiwanie parsknęła śmiechem.
- Płakałam, właśnie. Ja płakałam, kto by uwierzył, że Savannah Smith płacze? Przecież to niby najsilniejsza dziewczyna emocjonalnie i fizycznie. Więc dlaczego płacze?! - stojąca przede mną dziewczyna zachowywała się jak wariatka. - Gówno cię obchodzi dlaczego płaczę. Pewnie teraz myślisz, że uciekłam z psychiatryka, nie? Ale niestety chłopcze zawiodę cię. Po prostu wiem, że życie potrafi dać mocnego kopa.
- Nie tylko ty to wiesz - syknąłem złowrogo, bo co ona myśli? Ona jedyna jest nieszczęśliwa? Pewnie chłopak ją rzucił i już myśli, że wie co to życie.
W ogóle, po co ją o to pytałem? Nigdy nie interesowały mnie losy innych ludzi.
- A co ty możesz wiedzieć o życiu? - spojrzała na mnie kpiąco.
- Więcej niż myślisz - wysyczałem przez zęby, po czym napięcie się odwróciłem.
- Krzyżyk na drogę! - zawołała jeszcze.
Nic nie odpowiedziałem, kolejna panienka, która myśli, że jest jedyna pokrzywdzona na tym świecie.
- Rozumiesz to? - spojrzałam na Sophie, która siedziała osłupiona, gdy opowiedziałam jej wydarzenie z wcześniejszych piętnastu minut.
- Jaki cham! - krzyknęła, po czym przytuliła mnie, widząc, że koleś mnie bardziej dobił. - Kochanie, nie warto. Nie znasz go, nie przejmuj się jego słowami - pocieszała mnie.
- No tak. Mniejsza już z nim, muszę jak najszybciej wyjechać do ojca ... - zamyśliłam się przez chwilę.
- I zostawisz mnie tutaj tak samą? - spojrzała na mnie smutnie, po czym uśmiechnęła się lekko. - Jasne, jeśli to ci ułatwi życie.
- Kochana jesteś - raz jeszcze przytuliłam się do niej.
- Dobra, koniec tego płakania. Czas na szykowanie się na imprezę. Idę się wykąpać, a ty przyszykuj nam ciuchy. Znajdziesz w garderobie - wskazała palcem na drzwi, po czym schowała się w łazience.
- Okej, czas zacząć po raz kolejny nowe życie.
- A raczej nowy wieczór - bezsensownie dopowiedziałam głośno.
Aguu ♥
poniedziałek, 23 lipca 2012
rozdział I
// mam nadzieję, że on teraz widzi swoje błędy i nie popełnia ich po raz kolejny. //
Cześć : )
Po wczorajszej "magic night" nie mam na nic siły ;d Jestem padnięta. Ahh. Chcę jeszcze raz ! ♥
Dam Wam takie śmieszne zdjęcie :D z pozdrowieniami dla drugiej adminki - Ani :
A jak obiecałam, dzisiaj pierwszy rozdział bez żadnych perspektyw, bez niczego, tak po prostu - taki jest tytuł.
Postacie:
Savanah
Dean
Kamil
Sophie
Michał
Paweł
Mateusz
Oliwier
Kuba
Emily
Rozdział I
- Nienawidzę, jak on tutaj przyjeżdża, rozumiesz?! - po raz kolejny krzyknęłam na matkę, która najwidoczniej straciła rozum.
- Nie krzycz na mnie! - wrzasnęła tak, że aż podskoczyłam. - Kocham go i nie pozwolę, byś pozbawiła mnie szczęścia - powiedziała spokojnie. - Rozumiesz?
- Śmieszna jesteś? - zakpiłam z niej.
- Jak ty się w ogóle do mnie zwracasz?! - krzyknęła, na co ja wybiegłam z domu, łapiąc po drodze kurtkę. - Savannah! - usłyszałam jeszcze za plecami, ale nie wróciłam.
Nie miałam ochoty na dalsze kłótnie z matką. Bywały co najmniej raz na tydzień. Kłóciłyśmy się, wtedy, kiedy przyjeżdżał jej facet, Andrew. Powodów kłótni nie było końca. To źle, tamto źle, Savannah najgorsza, Andrew najlepszy. Miałam tego po dziurki w nosie, czekałam tylko, aż w końcu skończę 18 lat i wyprowadzę się z tego domu. Tak, wtedy pewnie uszczęśliwię nie tylko siebie, ale i matkę. Dziwię się tylko, dlaczego mój własny ojciec nie chce mnie wziąć do siebie, może kiedyś zaświeci mu się żółta żarówka nad głową i zaprosi mnie do Niemiec.
Moi rodzice rozstali się, gdy miałam 12 lat, czyli 5 lat temu. Nie przeżyłam tego tak bardzo jak inne dzieci, choć wiedziałam jak matka cierpi. Usprawiedliwiłam ich przed samą sobą, że nie układało im się i nie chcieli niszczyć sobie życia. Pomimo iż zniszczyli mi połowę dzieciństwa, nie mam im obu tego za złe. Najbardziej chyba zraniła mnie matka, która sprowadziła sobie do domu faceta po dwóch tygodniach znajomości. Oczywiście, może na początku wydawał się każdemu okej, ale po jakimś czasie wyszło szydło z worka. Okazało się jakim to jest alkoholikiem, zdradził matkę, a ona dalej go kochała. Aż wierzyć się nie chce, prawda? Cóż, życie... Niektórzy ludzie są naiwni i brną w to dalej, a niektórzy mają silną wolę i próbują mieć, że tak brzydko powiem, wyje*ane. Ja oczywiście zaliczam się do tej drugiej części. Nie wiem po kim mam charakter, ale jeśli coś, lub ktoś mnie wkurzy, mówię mu to prosto w oczy. Moja mam nigdy taka nie była, więc może ojciec? Może na pewno.
Usiadłam na ławce chowając twarz w dłoniach. Miałam dość wszystkiego i wszystkich. Pomimo, że tak cierpiałam nikt tego nie widział. Każdego dnia w szkole, na twarzy gościł uśmiech. Pewnie, gdyby ktoś dowiedział się, co dzieje się w mojej psychice, co dzieje się w moim domu, nie uwierzyłby. Nie pomijam tych najbliższych, którzy też nie wiedzą o mnie zbyt dużo. Chociaż, jest jeden wyjątek, Sophie, najlepsza przyjaciółka, która wspiera mnie od zerówki. Właśnie, co teraz robi? Może...
- Sophie? - chwilę później trzymałam w dłoni telefon.
- Co się stało? - chyba wyczuła po moim głosie, że nie jest dobrze.
- Potrzebne koło ratunkowe, co robisz? - zaciągnęłam nosem do słuchawki, kolejna łza spłynęła po policzku.
- Gdzie jesteś?
- W parku, zielona ławka, czekam - powiedziałam, po czym rozłączyłam się.
Po dziesięciu minutach ujrzałam ciemną, zbliżającą się w moją stronę postać. Poznałam po figurze, że to ona. Wstałam z ławki i rzuciłam się w jej ramiona.
- Znowu? - głos jej się załamał, przycisnęła mnie do siebie bardziej.
- Mam już tego dosyć... - wyszeptałam cicho, po czym usiadłyśmy na ławce.
Opowiedziałam jej co się wydarzyło, zresztą, nie trzeba było dużo opowiadać, Sophie sama dobrze wiedziała co by było dalej, już tyle razy słuchała moich historii i dalej nie ma dosyć. Rozmowa tak nas pochłonęła, że nawet nie zorientowałyśmy się, że już jest tak późno. Odprowadziła mnie pod dom, po czym skierowała się ku swojemu, który leżał trzy przecznice dalej. Weszłam przez duże, białe drzwi do korytarza, następnie ściągnęłam buty, kurtkę i zwróciłam się w stronę schodów, co nie było dobrym pomysłem, bo właśnie schodziła z nich mama.
- Musimy porozmawiać - zaczęła spokojnie.
- Nie mamy o czym, już mi powiedziałaś co myślisz, a teraz mnie przepuść - spojrzałam na nią złowrogo, po czym spróbowałam przejść. Niestety, zagrodziła mi drogę.
- Nie tak szybko droga panno, gdzie byłaś? - zaczęła swoje niby przejmujące kazanie.
- Od kiedy interesujesz się gdzie wychodzę? I nie mów do mnie jak jakaś kochająca swoją córeczkę mamuśka, bo rzygnę - powiedziałam, na co kobieta stojąca przede mną zmieniła wyraz twarzy. W jej oczach można było dostrzec łzy, które w ogóle mnie nie ruszały. Tyle, ile ja się przez nią wycierpiałam ona chyba nie wypłakała nigdy.
- Nie odzywaj się nawet do mnie - wysyczała przez zaciśnięte zęby, po czym ruszyła w kierunku toalety.
- Tak, a jutro pewnie zapyta ile mi zrobić kanapek do szkoły, śmieszna - pomyślałam.
Po chwili leżałam w swoim łóżku płacząc do poduszki. Gdyby nie to, byłoby pięknie. Byłabym szczęśliwa, nie musiałabym słyszeć kłótni matki i jej nowego faceta, ale niestety nic nie jest idealne.
Po jakimś czasie ześlizgnęłam się z łóżka i pokierowałam się w stronę łazienki, która na moje szczęście znajdowała się w moim pokoju. Wzięłam gorącą kąpiel, która pomogła mi się zrelaksować. Po godzinie leżałam już w łóżku, z słuchawkami w uszach uświadamiając sobie, że jutro jest sobota. O tak, kocham weekendy, jak każdy. Nie minęło nawet 10 minut, kiedy już przysypiałam.
crazydream //
I jak - podobało się ?
Aguu ♥
sobota, 21 lipca 2012
?
siema ludziska ;-P
sory, że nie pisałam i nie dawałam znaku życia ale miałam parę problemów. Takich technicznych i takich co dotyczą my life, ale przynajmniej na dzień dzisiejszy jeden z nich mam z głowy. : )
a teraz piszę z komórki na szybko bo jak WAKACJE trwają to trzeba się bawić i upić za nasze głupie błędy których teraz nie możemy zmienić - żartuje z upiciem, ale kto zabroni jednego małego drinka letnim cieplutkim wieczorkiem, nie ?
a teraz piszę z komórki na szybko bo jak WAKACJE trwają to trzeba się bawić i upić za nasze głupie błędy których teraz nie możemy zmienić - żartuje z upiciem, ale kto zabroni jednego małego drinka letnim cieplutkim wieczorkiem, nie ?
a tak, to chciałam was zapytać, czemu jedni są tacy ładni, a drudzy nie ? :\
Tak więc poznaliście moją kochaną kumpelę - Justynę ♥
od jutra zacznę wam pisać książkę ( tzn udostępniać ;d ), fajnie się czyta ;)
papa , dobranoc ; *
Aguu ♥
piątek, 13 lipca 2012
Mistrzowie Teleturniejów
Heja!
Agatka nie daje znaku życia, a ja nie wiem o czym pisać. A więc dobrej zabawy oglądając to:
I jak? Podobało się?
"- Jakie zwierzę widnieje na kostiumie batmana?
- ... Jamnik?"
Nie no poległam...
Nessi ;*
Agatka nie daje znaku życia, a ja nie wiem o czym pisać. A więc dobrej zabawy oglądając to:
I jak? Podobało się?
"- Jakie zwierzę widnieje na kostiumie batmana?
- ... Jamnik?"
Nie no poległam...
Nessi ;*
poniedziałek, 9 lipca 2012
Hejaa ;)
Wakacje mijają mi całkiem nieźle. Postanowiłam zbierać zakrętki z Frugo. Mam fajny plan z nimi związany ;P. Niezbyt wiem o czym pisać. Jeśli wy macie pomysły, pytania lub po prostu macie ochotę to piszcie komentarze! Zachęcam również do dodania się jako obserwatora bloga. Agatce i mnie było by miło, gdyby było was chociaż kilku...
Poza tym gratulujemy naszym siatkarzom!!!!
Z tej okazji może kilka kawałów o sporcie (nie wiem czy już kiedyś nie pisałam, ale trudno) :
Wakacje mijają mi całkiem nieźle. Postanowiłam zbierać zakrętki z Frugo. Mam fajny plan z nimi związany ;P. Niezbyt wiem o czym pisać. Jeśli wy macie pomysły, pytania lub po prostu macie ochotę to piszcie komentarze! Zachęcam również do dodania się jako obserwatora bloga. Agatce i mnie było by miło, gdyby było was chociaż kilku...
Poza tym gratulujemy naszym siatkarzom!!!!
Z tej okazji może kilka kawałów o sporcie (nie wiem czy już kiedyś nie pisałam, ale trudno) :
- Musimy reaktywować nasz klub sportowy- mówi Szkot do przyjaciela.
- Co się stało?
- Znaleźliśmy piłkę, którą zgubiliśmy dwa lata temu.
*
Przed meczem:
- Panie sędzio, mam do pana sprawę. Zaraz grała będzie ulubiona drużyna mojego męża. Chciałam mu kupić ten mecz na urodziny...
- Co się stało?
- Znaleźliśmy piłkę, którą zgubiliśmy dwa lata temu.
*
Przed meczem:
- Panie sędzio, mam do pana sprawę. Zaraz grała będzie ulubiona drużyna mojego męża. Chciałam mu kupić ten mecz na urodziny...
*
- Czemu wszyscy krzyczą na tego faceta?
- Bo rzucił w sędziego kaloszem.
- Ale przecież go nie trafił?
- Właśnie dlatego.
- Bo rzucił w sędziego kaloszem.
- Ale przecież go nie trafił?
- Właśnie dlatego.
*
Finał mistrzostw świata. Pełen stadion, na
całym stadionie, tylko jedno puste miejsce a obok niego siedzi jakiś
samotny facet. Po meczu jeden z kibiców pyta tego faceta:
- Czy to wolne miejsce należało do Pana?
- Tak, miałem iść z żoną na ten mecz, ale zmarła.
- To dlaczego nie poszedł Pan z kimś z rodziny albo znajomym?
- Wszyscy są na pogrzebie...
- Czy to wolne miejsce należało do Pana?
- Tak, miałem iść z żoną na ten mecz, ale zmarła.
- To dlaczego nie poszedł Pan z kimś z rodziny albo znajomym?
- Wszyscy są na pogrzebie...
*
Podczas otwarcia olimpiady jedna z ważnych osobistości zaczyna czytać przemówienie:
- O, o, o...
Podbiega do niego asystentka i mówi:
- Panie prezesie, to są kółka olimpijskie. Tekst jest poniżej.
- O, o, o...
Podbiega do niego asystentka i mówi:
- Panie prezesie, to są kółka olimpijskie. Tekst jest poniżej.
*
Przychodzi facet do biblioteki i się pyta:
- Jest książka pod tytułem ,,Polska mistrzem świata"?
Bibliotekarka na to odpowiada:
- Fantastyka jest piętro wyżej.
- Jest książka pod tytułem ,,Polska mistrzem świata"?
Bibliotekarka na to odpowiada:
- Fantastyka jest piętro wyżej.
*
- Kiedy jest najwięcej wody na stadionie?
- Kiedy Wisła gra z Odrą.
- Kiedy Wisła gra z Odrą.
*
Polska drużyna przyjeżdża po stadion na pierwszy mecz. Trener podchodzi do kierowcy i mówi:
- Nie gaś pan silnika i tak zaraz wracamy.
- Nie gaś pan silnika i tak zaraz wracamy.
*
Mąż ogląda mecz w telewizji, a jego żona stoi na parapecie i myje okna w pokoju.
- Kochanie - mówi nagle żona - gdybym nie daj Boże wypadła przez okno, to w przerwie meczu zadzwoń po pogotowie.
- Kochanie - mówi nagle żona - gdybym nie daj Boże wypadła przez okno, to w przerwie meczu zadzwoń po pogotowie.
To tyle :)
Miłych wakacji!
Nessi ;*
sobota, 7 lipca 2012
idol ;P
Hej :)
Od kilku dni nie wchodziłam na kompa - za dobrze się bawiłam.
Jednak rzygam już ciepłem...
W czwartek byłam u Kiki. Jesteśmy tak świrnięte, że szkoda gadać. Pozdrowienia dla babci Kiki - Po prostu panią uwielbiam <3.
Jutro natomiast z rodzicami i z siostrą jadę gdzieś nad wodę. Nie wiem jeszcze gdzie, ale i tak będzie fajnie.
Ostatnio wpadłam na pomysł, żeby wam to pokazać:
Nessi ;*
Od kilku dni nie wchodziłam na kompa - za dobrze się bawiłam.
Jednak rzygam już ciepłem...
W czwartek byłam u Kiki. Jesteśmy tak świrnięte, że szkoda gadać. Pozdrowienia dla babci Kiki - Po prostu panią uwielbiam <3.
Jutro natomiast z rodzicami i z siostrą jadę gdzieś nad wodę. Nie wiem jeszcze gdzie, ale i tak będzie fajnie.
Ostatnio wpadłam na pomysł, żeby wam to pokazać:
Nessi ;*
środa, 4 lipca 2012
---
Heja.
Mam zły humor ;( Nie bede was zanudzać opowieścią dlaczego.
Nie wiem o czym pisać. Więc...Mam zły humor ;( Nie bede was zanudzać opowieścią dlaczego.
Train - Drive by
Subskrybuj:
Posty (Atom)